One holds one's breath
One holds one's breath
One holds one's breath
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Evannescenty de Lother

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Evannescenty
Admin
Evannescenty


Nazwisko : de Lother
Imię/pseudonim : Evannescenty/Neiss
Wiek : 29
Broń : Obstawa z ludzi, dwa miecze i sztylet.
Wygląd : Wysoki, umięśniony blondyn. Ma masywną szczękę i przydługie, jasne włosy. Potrafi ostrym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu prześwietlić każdego na wylot. Ma bliznę przechodzącą przez prawą łopatkę od karku do linii bioder i skomplikowany, spiralny tatuaż na ramieniu.
Fabularnie : Próbuje się dogadać z braciszkiem.
Liczba postów : 77

Evannescenty de Lother Empty
PisanieTemat: Evannescenty de Lother   Evannescenty de Lother EmptySob Paź 26, 2013 8:10 pm

Imię/Pseudonim
Jest wyjątkowe, jak przystało na króla. Brzmi ono Evannescenty, ale zazwyczaj jest pospolicie skracane do Evana. Gdy chce być nierozpoznany, posługuje się pseudonimem Neiss, wywodzącym się rzecz jasna od nazwy miasta.

Nazwisko
De Lother, rzekomo wywodzące się z legendarnego rodu Thelohan, stworzycieli Sol'Neiss. Są oni uznawani za pierwszych magów, którzy znaleźli się na tych ziemiach. Krążą historie o ich olbrzymi bogactwie, które stworzyli za pomocą potężnych czarów. Żaden z władców Sol'neiss nie negował istnienia skarbca, co przyczynia się do uznania De Lotherów za najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w mieście.

Grupa
Evannescenty to władca Specjalnej troski.

Wiek
Poczęto go zimą, niemalże trzydzieści lat przed zatrzymaniem czasu. Urodził się dziewięć mięsięcy później, pierwszej mroźnej nocy tej samej pory roku. dwadzieścia dziewięć lat później umarł jego ojciec i Evan niechętnie wstąpił na tron. I już nie dane mu było osiągnąć trzydziestki.

Płeć
Bez dwóch zdań jest mężczyzną.

Orientacja
Zaciąga do łóżka każdego, kto przypadnie mu do gustu. Innymi słowy jest biseksualny. Nie ma żadnych skrupułów przed kuzynką, czy przyrodnim bratem. Na szczęście o potomstwo nie musi się martwić, ponieważ ktoś był na tyle miły, by zatrzymać czas. A więc hulaj dusza!

Wygląd
Pierwsze, co rzuca się w nim w oczy to królewska postawa. Zawsze chodzi wyprostowany, ze ściągniętymi łopatkami, stawiając duże, pewne kroki. Patrzy przed siebie, nigdy nie unikając cudzego spojrzenia. Gdy się nie uśmiecha, wygląda na poważnego, strapionego władcę. Jest to jednak rzadkie zjawisko. Ma dłuższe włosy, zazwyczaj sięgające ramion, proste, o odcieniu przypominającym wyblakłe zboże. Należy do osób wysokich, dość szczupłych, ale zachowujących zdrowe, męskie proporcje. Ma masywne ramiona i duże dłonie, z których uścisku ciężko się wyrwać będąc złapanym. Zawsze ma na prawej kilka srebrnych pierścieni, podkreślających jego pozycję w hierarchii społecznej. Od karku, przez prawą łopatkę, do linii bioder przechodzi mu długa blizna, pozostałość po... Właściwie nie wiadomo czym. Nigdy nikomu się nie przyznał, czego to jest skutkiem. Chodzą słuchy, że zdobył ją w walce z dzikim zwierzęciem. Lub opętanym magiem. Lub walce z bratem.
Na prawym ramieniu ma skomplikowany, spiralny tatuaż. Legenda głosi, że zrobił go sobie sam, co jest oczywistą głupotą. Tak czy inaczej jest on magiczny, bo w zależności od warunków zmienia kolor.

Charakter
Król Evannescenty nie należy do osób, z których można brać przykład. Łączy w sobie najbardziej denerwujące innych cechy, kompletnie się tym nie przejmując. Jego podstawową wadą jest stawianie swojej osoby na pierwszym miejscu. Od zawsze wpajano mu, że jest najlepszy i najważniejszy, więc nie widzi przeszkód, by się tego nie trzymać. W końcu bycie władcą to masa przywilejów, których nie zamierza się pozbawiać. Do tego wszystkiego uznaje się za człowieka wolnego, także chce również i z tego mieć korzyści.
Można go uznać za rozpieszczonego dzieciaka, który skupia się tylko na sobie, ale tak nie jest. W dużym stopniu. No, może czasami... Sporadycznie... No dobrze, głównie dba o siebie. Ale jest jedna osoba, na której w pewnym sensie mu zależy. Jedna jedyna, której losem się przejmuje. Nigdy w życiu tego nie przyzna, ale zdarza mu się szukać wzrokiem brata. Zastanawiać się, co on teraz robi. Albo wpaść do jego pokoju pod osłoną nocy, czy rano i chwilę popatrzeć na jego medytacje.
Wręcz pasjonuje się odkrywaniem słabości innych. Nieważne, czy to znajomość na jedną noc, czy całe życie, zrobi wszystko, by dowiedzieć się czegoś, o czym nikt inny nie wie. Delikatny punkt? Wrażliwe miejsce? Komplement? Przezwisko? Nieważne. Grunt, żeby to poznać i wykorzystać. Co za tym idzie, uwielbia flirtować. Szczególnie, gdy przeradza się to w głębsze doznania. Można by go posądzić o uzależnienie od seksu, ale tak naprawdę, ma do tego zwyczajną słabość. Lubi po prostu czuć. To jest sens jego życia. Poznawać coraz więcej wrażeń, coraz to nowszych i niebezpieczniejszych, byle tylko nie zatracić się w nicości.
O dziwo jednak Evannescenty nie boi się praktycznie niczego. Wychowywał się w tak bezpiecznym domu, że nigdy nie odczuwał poczucia zagrożenia. To spowodowało u niego lekkomyślność. I tak, uwielbia adrenalinę. Szczególnie w łóżku (na stole, na balkonie, w wieży, na schodach, w powozie, na dachu...). Powoli zaczyna mu brakować możliwości, by ją wzbudzić. Wszystko zaczyna powszednieć. A to doprowadza go do szaleństwa. Dlatego poznaje coraz to więcej osób „na jedną noc”, puszczając się z każdym, gdziekolwiek tylko się znajdzie.
Co ciekawe, jest kochliwy. Łatwo go zauroczyć swoją osobą, ale równie łatwo zniechęcić do siebie. Gdy jednak ktoś go zaciekawi, potrafi stanąć na rzęsach i stać się romantykiem. Naprawdę! Lubi obdarowywać innych prezentami, z natury jest bardzo hojny. W końcu nigdy nie brakowało mu pieniędzy.
Kolejną niecodzienną rzeczą jest fakt, że kompletnie nie szanuje cudzej własności. Jako hobby traktuje włamywanie się do cudzych posiadłości, czy zwiedzanie starych ruin. Nie boi się, że ktoś go tam zaatakuje, czy że może zrobić sobie krzywdę. Prawdę mówiąc, jego umysł nie potrafi dopuścić do siebie takiej mysli. On po prostu zrobi wszystko, aby się nie nudzić.
Ta cecha świadczy o fakcie, że jest odrobinę zdziecinniały. Cóż, to chyba rodzinne, jakby tak się przyjrzeć królewskiemu rodzeństwu.
Również wyzłośliwanie się nie jest niczym zaskakującym. W końcu braciszek tak się zachowuje, dlaczego i król miałby nie mieć tej przypadłości? Uwielbia w końcu się z nim droczyć, przedrzeźniać go i zdrabniać jego imię, innymi słowy zrobić wszystko, byleby tylko się wkurzył. Bo nie ma niczego słodszego, niż rozeżlony Lazarus. Nie wspominając o tym, jak zwraca się do niego per „Panie”, z tym przekąsem w głosie. To chyba najseksownejsza rzecz pod słońcem.
Evan jest też lekkim cholerykiem. Potrafi się łatwo wkurzyć, albo na kogoś obrazić, odejść na bok, albo na niego nawrzeszczeć, byle tylko w jakiś sposób się uspokoić.
Można by uznać, że władca posiada praktycznie same wady. Że jak tylko może, unika rzeczy, które wpłynęłyby korzystnie na jego wizerunek. Ale tak nie jest. Pochłania wszystkie księgi i pisma, jakie znajdują się w zasięgu jego rąk (nawet jeśli są one cudzą własnością...), ciekaw ukrytych w nich tajemnic i prawd. Jedyny gatunek, do jakiego nigdy nie sięgnie dobrowolnie, to kodeksy prawne. Ich unika jak może, a jeśli już spojrzy, to tylko po to, by dowiedzieć się, jakie prawo mógłby złamać. Stracił rachubę po pięćdziesiątym kodeksie, jakieś dwadzieścia lat temu.

Cechy charakterystyczne
§ Do każdego zwraca się, zdrabniając mu imię, lub używając jakiś zwrotów typu „misaczku”, „skarbie”, „kochanie”.
§ Jest pospolicie nazywaną „latawicą”.
§ Posiada poważną przypadłość, którą można opisać uzależnieniem od adrenaliny. Niesamowicie podnieca go ryzyko i nie potrafi wytrzymać dnia bez jakiegoś głupiego zachowania, które by naraziło go na niebezpieczeństwo.
§ Jest zwyczajnie ślepy na wrogów. Nie zauważy, że ktoś dybie na tron dopóki ten mu się nie przedstawi i poinformuje o swoich zamiarach.

Umiejętności
§ Ma świetną orientację w terenie.
§ Potrafi obronić się przed telepatią, stawiając bardzo mocne „mury”, ale sam za grosz nie ma talentu do wnikania w cudzy umysł.
§ Ma bogatą wiedzę dotyczącą magii, ale za grosz umiejętności.
§ Potrafi jedynie w małym stopniu zmodyfikować magicznie swój wygląd, by nie zostać rozpoznanym podczas swoich eskapad z pałacu.

Historia
Moja? Naprawdę chcecie jej wysłuchać?
No dobrze. Tylko jej nie rozpowiadajcie, bo przydarzy wam się przykry wypadek. W końcu zawsze może do łask władcy wrócić kara śmierci... Ale przejdźmy do rzeczy.
Początek mojej historii znacie, miał miejsce pierwszej zimowej nocy. Przez następne osiem lat żyłem sobie jak pączek w maśle, ciesząc się niezobowiązującą egzystencją bogatego dzieciaka, który nie ma żadnych obowiązków, jego rodzice zajmują się tylko nim, a każde jego życzenie jest natychmiast spełnianie.
Potem wszystko uległo diametralnym zmianom. Moja matka została otruta. Ósme urodziny spędziłem w świątyni, podczas ceremonii pogrzebowych. Nie pamiętam tego zbyt dobrze, większość czasu spałem, albo obserwowałem ojca. Nigdy wcześniej nie spotkałem się ze śmiercią, jak i nigdy wcześniej nie straciłem nikogo bliskiego. Nie rozumiałem tych wszystkich obrzędów i znaczenia słów „więcej jej nie zobaczysz”. W końcu, nie zdarzyło mi się wyjść do ludzi „z zewnątrz”. Żyłem zamknięty w pałacu, nieświadom istnienia innego świata. Aż do chwili, kiedy ten świat sam do mnie nie przyszedł, pod postacią „przyjaciółki” ojca i jej syna. Pierwszy raz spotkałem dziecko. Miał trzy latka i wyglądał niesamowicie rozkosznie. Połowa dworu oszalała na jego punkcie. A ja zacząłem być w cieniu. Wtedy jeszcze byłem o to zazdrosny. Chciałem błyszczeć, chciałem być jedynym synem tatusia. A przypadkiem usłyszałem, że on też nim jest. Nie lubiłem go. Denerwował mnie. Taki mały konus, który biega po całym pałacu i dostaje wszystko, czego chce. Szybko przywykł do nowej sytuacji i – o zgrozo! - mnie polubił. Mnie!
Ale to był dopiero początek końca. Kolejnym problemem stał się sam ojciec. Przypomniał sobie o tym, że ma obowiązki wobec Sol'neiss. Że jego pierworodny powinien zacząć się szkolić na godnego zastępcę. Tyle, że ja wcale nie chciałem być władcą. I nadal nie chcę. To za dużo obowiązków. Za dużo problemów. Za dużo wszystkiego. Nie chciałem być wtedy uświadamiany o ich ogromie i teraz też nie chcę. Faktem jednak było, że musiałem zacząć poświęcać coraz więcej czasu na nauce rzeczy, które były mi kompletnie obojętne. Takie jak prawo Sol'neiss. Uczestniczenie w audiencjach. Nauka etyki. A to wszystko przy Lazarusie, moim „bracie”, który żył sobie w słodkiej nieświadomości i uwielbiał siadać przy mnie i pytać, co właśnie robię, co czytam i co to trudne słowo znaczy. Cały czas wpatrzony we mnie jak w obrazek, tymi wielkimi oczami i z włosami opadającymi uroczo na czoło. Ja harowałem, a on dostawał cały miód z bycia królewskim dzieckiem.
W tamtych latach pragnąłem jedynie zostać królem po to, by móc się zdetronizować. I wyrzucić tego pieprzonego dzieciaka z pałacu. Ale przy ojcu i służbie musiałem udawać miłego, troskliwego brata. Parszywa niesprawiedliwość losu.
Okazję na wyrównanie rachunków dostałem dopiero mając lat trzynaście. Wtedy zaczęto nas uczyć walki, ponieważ groziła nam wojna. Każdy człowiek, który mógł utrzymać miecz w dłoni mógł się przydać. A my, skoro byliśmy braćmi, synami władcy, rzecz jasna musieliśmy się wykazać. W tamtych czasach już naprawdę nienawidziłem swojego ojca. Ale walka to była jedyna rzecz, która przypadła mi do gustu. Wynajęto nam kilku nauczycieli, którzy ćwiczyli nas w różnorakich sposobach, mających doprowadzić do naszej wygranej z wrogiem. Poznaliśmy umiejętności takie jak strzelanie z łuku, używanie sztyletu, czy pięści we własnej obronie, używanie każdego przedmiotu, jaki był w pobliżu jako potencjalnej broni, czy sposobów myślenia by przechytrzyć przeciwnika. A potem, gdy byliśmy gotowi, zaczęliśmy ze sobą walczyć. O ile dobrze pamiętam, wtedy Lazy zaczął pałać do mnie nie sympatią. Byłem lepszy, silniejszy i podlejszy, niż kiedykolwiek wcześniej mnie widział. Robiłem wszystko, by wygrać i nauczyłem go tego samego. Zajęło mu jednak długie lata, zanim pierwszy raz udało mu się mnie pokonać. Do wojny niestety nie doszło, wobec czego mogliśmy ćwiczyć jedynie ze sobą, lub coraz rzadziej pojawiającymi się w pałacu nauczycielami. Wtedy po raz pierwszy zainteresowałem się, co właściwie znajdowało się poza naszymi murami. Musieli tam być ludzie, skoro wielu z naszych służących odchodziło i przychodziło skądś. To samo tyczyło się tych osób, które pojawiały się na audiencjach u króla. Gdzie oni znikali? Zacząłem badać zwyczaje służących i odkryłem, w jakich godzinach wychodziły kucharki, oraz – co ważniejsze – którędy. Pierwsza moja ucieczka poza granice pałacu była krótka i wypełniona szokiem – tyle ludzi, tyle małych domów, tyle szarości... Wróciłem z podkulonym ogonem, nie zamierzając nigdy więcej wychodzić poza granice pałacu. Oczywiście tak się nie stało, wręcz przeciwnie. Ale do tego potrzebowałem olbrzymiej kłótni z ojcem i nawrzucania mi, że Lazarus byłby lepszym księciem ode mnie. Wtedy wybuchłem. Uciekłem i przez kilka dni wałęsałem się po mieście. Miałem niespełna siedemnaście lat. Musiałem znaleźć sobie jakieś schronienie... I w rzeczy samej, trafiłem na nie. Nawet na kilka. Włamywałem się po nocach do cudzych domów i chroniłem na parę godzin, śpiąc po kątach. Wtedy odkryłem jak wiele adrenaliny dają takie doświadczenia. Nie potrafiłem się im już oprzeć. Raz spróbowawszy wkradałem się do coraz bardziej niedostępnych miejsc, nawet na chwilę, byle tylko rozejrzeć się po pomieszczeniach i coś zjeść. Wróciłem do pałacu tylko dlatego, że byłem poszukiwany na tak wielką skalę, że ktoś w końcu zauważył mnie na ulicy i zaprowadził siłą do władcy.
W tym momencie stałem się wyrodnym synem. I naprawdę nie przeszkadzało mi to. Ani trochę. Coraz częściej znikałem z pałacu, coraz częściej unikałem swoich obowiązków, a ojciec, który miał potrzebę przekazywania swojej wiedzy skupił się na moim „braciszku”. I naprawdę nie żałuję, stał się on bardzo przydatną osobą. Takich ludzi potrzeba gdy król się do niczego nie nadaje, prawda? Doceniłem obecność Lazarusa, dopiero w momencie, kiedy ojciec zmarł. Ale to było prawie trzynaście lat później, a w tym czasie wydarzyła się jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć.
Mianowicie, mój pierwszy raz. Miałem wtedy dziewiętnaście lat i w naszym pałacu gościła rodzina królewska z sąsiedniego państwa. Chodziło o jakiś pakt pokoju, czy inne pierdoły. Tak czy inaczej była tam niesamowita piękność, młoda księżniczka. Po dziś dzień pamiętam jej wspaniałe, kruczoczarne loki, pełne usta i wielkie, błękitne oczy. Miała też wspaniały, figlarny uśmiech, którym częstowała mnie podczas kolacji. Unikałem jej spojrzenia jak ognia, nie wiedząc, o co właściwie jej chodzi i dlaczego jestem taki nabuzowany. W końcu, na litość boską, pierwszy raz spotkałem się z próbą flirtu! Jeszcze tej samej nocy zaznałem nowych wrażeń, tuż po tym, jak wkradłem się do jej komnaty z zamiarem zobaczenia jej z bliska, bez obecności rodziny. Przyznam szczerze, że nie były to moje najlepsze doświadczenia w tej dziedzinie, ale zdobyłem praktykę. I zacząłem patrzeć na wszystkich w inny sposób. W tym i na swojego brata, który, jak teraz nad tym myślę, musiał w jakiś sposób domyślić się, że doszło z nią do zbliżenia...
Ale nie o tym mowa. Kolejne dziesięć lat spędziłem pogrążając się w oczach ojca, coraz częściej wykradając z domu i doskonaląc w sztuce uwodzenia. Oraz innych, mniej niewinnych rzeczach. W międzyczasie poduczyłem się u pewnej uroczej czarodziejki magicznych sposobów na zmianę swoich rysów twarzy. Nie byłem w tym dobry, ale na szczęście wystarczy zmienić kilka szczegółów, by osoba wydawała się być kimś zupełnie innym. Dzięki temu stałem się osobą naprawdę anonimową, która mogła cieszyć się życiem poza dworem we wszystkich, nielegalnych aspektach.
A potem zmarł ojciec. Również otruty. Nagle, z dnia na dzień zostałem królem. Moi poddani, to znaczy Wy, nie przyjęliście tego entuzjastycznie. W końcu jakieś plotki się o mnie słyszało, prawda? Nawet nie dano mi szans na próbę poprawienia swojego wizerunku, ponieważ zatrzymał się czas. Początkowo nikt oprócz magów tego nie zauważył. Powiadomiono mnie. Nie chciałem w to uwierzyć. Nie potrafiłem nawet sobie wyobrazić konsekwencji czegoś takiego. Kazałem badać sprawę i zwierzyłem się z pierwszego problemu podczas swojego panowania bratu. Niedługo później wieść rozeszła się bez moich oficjalnych oświadczeń w tej kwestii. I dobrze. Nie miałem nikomu niczego do powiedzenia. Według mnie wszystkie aspekty sprawy, o jakich informowali mnie magowie, były pozytywne. Żadnych dzieci. Żadnego starzenia się. Żadnej śmierci (oprócz tej nagłej, w wypadkach). Same plusy.
Do momentu, kiedy nie zaczęto mnie uznawać za przeklętego. W końcu to moja wina, że czas się zatrzymał. Pewnie drogą nieprawości zdobyłem tron. Pewnie nie byłem prawowitym dziedzicem. Pewnie zbuntowałem się przeciwko rodzinie. Pewnie, pewnie, pewnie... Tymi pogłoskami żywili się moi wrogowie. Coraz bardziej podkopywali fundamenty na których opierali się wszyscy władcy – na wierze w ich wspaniałość i nieomylność.
Przecież nie prosiłem się o to, by być królem! Chciałem sobie normalnie żyć, włamywać się do cudzych domów, spać z nowo poznanymi osobami... I już! Nic więcej. A tu niespodzianka. To wszystko to moja wina.
Nie doceniałem powagi sytuacji, dopóki na audiencji nie spróbowano mnie zabić. W wyjątkowo nieudolny sposób, bo nawet nie magią, a mieczem. Wtedy wycofałem się z kontaktów z poddanymi. Miałem od tego ludzi. I coraz bardziej traciłem zainteresowanie swoim państwem. W końcu, skoro i tak nie chcieliście dla mnie dobrze... Po co miałem się starać?
Wciąż wyznaję tę zasadę. Nie potrzebuję być królem, ale muszę, więc moi ludzie jakoś to wszystko trzymają w kupie. Nie narzekajcie. Nikt nie będzie lepszy. Politycy tak naprawdę dbają tylko o swoje interesy. Chcą być na górze i chcą być bogaci. Tron im to da. Wasze daniny im to dadzą. Nie podcinajcie gałęzi, na której sami siedzicie.

Usłyszane w pubie „Pod rozkrzyczaną papugą”
w ustach pijanego gościa,
przypominającego niektórym króla,
spisane przez Tobiasa.


Broń
Zazwyczaj pilnuje go kilkunastu strażników. Jest to najlepsza forma obrony. Poza tym często w walce posługuje się dwoma mieczami. W absolutnej ostateczności korzysta ze sztyletu ukrytego w bucie. Nie przepada za walką wręcz i poza obrębem łóżka rzadko kiedy się na nią porywa.

Zawód
Najlepszy, a zarazem najgorszy z możliwych. Pociąga za sobą masę przywilejów i drugie tyle obowiązków. Na szczęście bycie władcą umożliwia unikanie ich, dzięki posiadaniu pomocników, doradców, polityków, brata, i tak dalej. Bo kto by się przejmował konkurencją?

Dodatkowe
§ Ma słabość do osób, które używają wobec niego zwrotu „Panie” (czyli szczególnie do przyrodniego brata)
§ Ma kompletnie zaburzone poczucie obowiązków.
§ Na pierwszym miejscu zawsze stawia siebie i swoją przyjemność.
§ Praktycznie nikogo nie przyjmuje na audiencje, od momentu, kiedy spróbowano go zabić.
§ Ma awersję do picia i jedzenia rzeczy niesprawdzonych. Jak wiadomo jego rodzice zostali otruci. Dlatego zawsze w pałacu są ludzie, zajmujący się degustacją królewskich potraw.
§ Ma długą bliznę na plecach, której pochodzenia nie chce wyjawić.
§ Tylko w jednej osobie zauroczył się więcej niż raz. W swoim przyrodnim bracie.
§ Ma słabość do rzeczy pięknych.
Powrót do góry Go down
Victoria
Admin
Victoria


Nazwisko : A'tiarne
Imię/pseudonim : Victoria
Wiek : Wygląda maksymalnie na 19 lat.
Broń : Sztylet.
Wygląd : Dziewczyna o drobnej, aczkolwiek kobiecej budowie, której chuda twarz otulona jest prostymi, rudymi włosami. Posiada ostre kości policzkowe, nienaturalnie jasne oczy i lekko ironiczny uśmiech. Na ciele uzdrowicielki znajduje się kilka charakterystycznych blizn.
Fabularnie : Gdzieś tam na rynku, czy coś.
Liczba postów : 61

Evannescenty de Lother Empty
PisanieTemat: Re: Evannescenty de Lother   Evannescenty de Lother EmptySob Paź 26, 2013 8:20 pm

Mam inne wyjście? Akceptacja
Powrót do góry Go down
https://without-time.forumpolish.com
 
Evannescenty de Lother
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Lazarus 'Echo' de Lother

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
One holds one's breath ::  :: Karty Postaci-
Skocz do: